Ze smutkiem patrzę jak powoli, ale wcale nie majestatycznie, odchodzi stara Europa. Jak dotąd wszystkie, nawet te najsilniejsze imperia, w tym imperia zła, rozpadły się. Stara Europa nie była ani lepsza ani gorsza. Nowa, która nadchodzi, jest niebezpieczna.
W starej były wojny, w tym dwie światowe; wróg był znany i mimo okropności jakoś dało się żyć. W nowej nic nie jest stałe i pewne, nic nie wiadomo.
Upadły stare idee, wartości, które choć często sprzeczne dawały poczucie oparcia i, właśnie tego bezpieczeństwa, którego zaczyna z dnia na dzień brakować. Czy będzie reglamentowane jak chleb na kartki, czy jak w kręcącej się kuli gier liczbowych zostaną wybierane cele?
W starej Europie była linia frontu, był podział na sojuszników i wrogów.
Dziś "wrogiem" mogą być dzieci, a celem szkolny autobus, albo pociąg na stacji metra, lub każde inne dowolne miejsce oznaczone przez nieznanego i niewidzialnego "stratega" jako cel.
Czy można wygrać wojnę z terroryzmem?
Póki co, do połowy jestem optymistą