Na chwilę wstrzymałem oddech,
wsłuchiwałem się w szept wiatru
pośród traw przy stawie za domem.
Za chwilę spadnie deszcz:
trawy, kwiaty i liście
ożyją na nowo - tylko nie człowiek.
Na moment zabrakło tchu
- ujrzałem skrytą w dłoniach twarz.
Razem z burzą przyszedł telegram,
krew gwałtownie uderzyła w skronie.
Zmieszany listonosz odszedł po chwili
kamieniarz otrzyma zlecenie.
Czasem - myślę - nie trzeba zbyt wiele,
a jednak i to bywa ponad miarę.
Niekiedy rzecz trwa latami,
kiedy indziej dzieje się nagle.
Literatura nieistniejąca
Szukaj na tym blogu
czwartek, 17 lutego 2011
czwartek, 3 lutego 2011
Wrzenie
Spoglądam na miejsce na mapie - niepokoi zgromadzony tłum
Cóż zdarzyć się może - czy to dopiero początek?
W kraju piramid ruszają kamienie - nikła nadzieja na spokój
Zostaje jedynie wiara, że nie znajdzie się w tym tłumie szaleniec
i popiołem nie przykryje świata
Czy ktoś strzeże zasad domina?
Cóż zdarzyć się może - czy to dopiero początek?
W kraju piramid ruszają kamienie - nikła nadzieja na spokój
Zostaje jedynie wiara, że nie znajdzie się w tym tłumie szaleniec
i popiołem nie przykryje świata
Czy ktoś strzeże zasad domina?
niedziela, 23 stycznia 2011
Ocierając się (czasem) o poezję...
Zupełnie nic nie potrafię. Nie umiem też nic prawie
Nie znam się na poezji ani też wcale na sztuce współczesnej, czy tej dawnej - ponoć starej, na której ktoś umie robić niezłą kasę zwaną potocznie szmalec
Muzyka. Owszem, zwłaszcza ta współczesna po północy troszkę kiedy z baru naprzeciwko wychodzą nocne Marki i poranne Judasze.
Zupełnie nic nie potrafię. Nie umiem też nic prawie
Nie znam się na poezji ani też wcale na sztuce współczesnej, czy tej dawnej - ponoć starej, na której ktoś umie robić niezłą kasę zwaną potocznie szmalec
Muzyka. Owszem, zwłaszcza ta współczesna po północy troszkę kiedy z baru naprzeciwko wychodzą nocne Marki i poranne Judasze. Dlaczego nocne i skąd te Judasze?
Rano skoro świt zaczepiają już (wciąż jeszcze się zataczając) tych co w nocy spali – te gościu - zachrypnięty z głębi spalonych trunkami trzewi wydobywają głos: poczęstuj fajką, do flaszki dorzuć - a może wypijemy razem w parku, nikt się nie dowie...
A pfe - czemuż to mnie los dotknął napotkanym nocnym Markiem, porannym Judaszem? – mruczy do siebie zaczepiony nad ranem (a może nim byłeś ty przechodniu?) i odchodzi w pośpiechu, znika za kolejnym rogiem ginie w fabrycznej bramie
Tak, zupełnie nic nie potrafię. Nawet narzekać nie umiem, że za oknem deszcz, a w domu ciepło - a ja wyjść pomimo tego muszę
Na modzie się nie znam i na przyrodzie też. Po mordzie nikogo nalać nie potrafię choć nieraz bym chciał
Zupełnie nie znam się na kwiatach i ptakach, z gwiazd czytać nie umiem i wróżyć z kart
Stoję przez chwilę przy ogłoszeniowym słupie, beznamiętnie patrzę na obskurny plakat: Stowarzyszenie Wolnych od Myśli organizuje pieszy rajd...
Turyści, myślę i otwieram czarny parasol aby ochraniał mnie przed stertą wyuzdanych bzdur: na śniadanie pożądanie na kolację błogi sen
Od niechcenia (jak co rano) przemierzam Aleję Sławnych (w mym mieście) Dziur
Nie znam się na poezji ani też wcale na sztuce współczesnej, czy tej dawnej - ponoć starej, na której ktoś umie robić niezłą kasę zwaną potocznie szmalec
Muzyka. Owszem, zwłaszcza ta współczesna po północy troszkę kiedy z baru naprzeciwko wychodzą nocne Marki i poranne Judasze.
Zupełnie nic nie potrafię. Nie umiem też nic prawie
Nie znam się na poezji ani też wcale na sztuce współczesnej, czy tej dawnej - ponoć starej, na której ktoś umie robić niezłą kasę zwaną potocznie szmalec
Muzyka. Owszem, zwłaszcza ta współczesna po północy troszkę kiedy z baru naprzeciwko wychodzą nocne Marki i poranne Judasze. Dlaczego nocne i skąd te Judasze?
Rano skoro świt zaczepiają już (wciąż jeszcze się zataczając) tych co w nocy spali – te gościu - zachrypnięty z głębi spalonych trunkami trzewi wydobywają głos: poczęstuj fajką, do flaszki dorzuć - a może wypijemy razem w parku, nikt się nie dowie...
A pfe - czemuż to mnie los dotknął napotkanym nocnym Markiem, porannym Judaszem? – mruczy do siebie zaczepiony nad ranem (a może nim byłeś ty przechodniu?) i odchodzi w pośpiechu, znika za kolejnym rogiem ginie w fabrycznej bramie
Tak, zupełnie nic nie potrafię. Nawet narzekać nie umiem, że za oknem deszcz, a w domu ciepło - a ja wyjść pomimo tego muszę
Na modzie się nie znam i na przyrodzie też. Po mordzie nikogo nalać nie potrafię choć nieraz bym chciał
Zupełnie nie znam się na kwiatach i ptakach, z gwiazd czytać nie umiem i wróżyć z kart
Stoję przez chwilę przy ogłoszeniowym słupie, beznamiętnie patrzę na obskurny plakat: Stowarzyszenie Wolnych od Myśli organizuje pieszy rajd...
Turyści, myślę i otwieram czarny parasol aby ochraniał mnie przed stertą wyuzdanych bzdur: na śniadanie pożądanie na kolację błogi sen
Od niechcenia (jak co rano) przemierzam Aleję Sławnych (w mym mieście) Dziur
sobota, 11 grudnia 2010
W odpowiedzi Panu Bogu
nie obwiniam za obfitość rogu
za wszystkie szczęśliwe chwile
za miejsca które ujrzeć mogłem
za gwar wieży babel
nie obwiniam za rozwiązłość
kobiet spotkanych na drodze
za ich śmiech i taniec bioder
nie obwiniam
za szare puste dni ciśnięty
w kąt i chorobę
za śmierć mojego syna
nie obwiniaj
że modlitwa żarliwa nie dla mnie
że popiołu na głowie nie noszę
że doczesność była mi bliższa
niż miejsce za piecem u Ciebie
za wszystkie szczęśliwe chwile
za miejsca które ujrzeć mogłem
za gwar wieży babel
nie obwiniam za rozwiązłość
kobiet spotkanych na drodze
za ich śmiech i taniec bioder
nie obwiniam
za szare puste dni ciśnięty
w kąt i chorobę
za śmierć mojego syna
nie obwiniaj
że modlitwa żarliwa nie dla mnie
że popiołu na głowie nie noszę
że doczesność była mi bliższa
niż miejsce za piecem u Ciebie
piątek, 10 grudnia 2010
Polska, to piękny kraj...
Wszystko jest kolorowe i wygląda zachęcająco, nęci. Opakowane w gustowne świąteczne przybranie, korci.
Otwierasz rano telewizor, aby dowiedzieć się co w kraju, a co na świecie - chcesz wiedzieć, czy nas wydymali ruskie, czy w jajo zrobili amerykańce - i zanim trafisz na program wpierw trafiasz na blok reklamowy.
Już dobrze wiesz, że wszelakie próby ominięcia reklam w telewizorni spełzną na niczym: wszystkie stacje dogadały się w kwestii reklam - działają korporacyjne!
Mając tę wiedzę nie latasz, jak ten głupi, tylko spokojnie oglądasz to, co podsuwają pod sam nos.
A trzeba dodać, że to prawdziwe specyfiki i wszystko prawie za friko.
Weźmy na to taki kredyt.
Bierzesz 10 tysięcy, a rata wynosi - Uwaga! tylko 230 złociszy miesięcznie! Niewiele prawda?
To nic, że oprocentowanie ociera się o lichwę i z prostego wyliczenia wynosi 23% plus koszty obsługi kredytu, dla proponowanej kwoty, to ponad jeden tysiąc!
Ale, ładnie opakowane i dobrze zrobiona setka reklamy produktu zostanie zapamiętana przez potencjalnego Kowalskiego, że rata miesięczna to tylko 230 złotych.
Patrzysz dalej i zanim zdążysz dowiedzieć się, ile osób zamarzło tej jesieni, po pierwszym ataku zimy - z magicznego ekranu płyną dalsze tylko, kolejne prawie i jedynie.
Reklama sieci sklepów dla idiotów oferując swoje produkty (wszystko jest tobie akurat potrzebne i jak nic nadaje się jako prezent pod choinkę) zapewnia cię, że to i tamto kosztuje prawie nic, a raty wynoszą aż zero złotych.
Czyż nie jest to okazja?
Nastrojony dobrą wieścią i naładowany pozytywną energią płynącą z rodzinnego ogłupiacza zbierasz się w sobie i ruszasz na przedświąteczne łowy, a mając gwarancję, że towary dowiozą ci do domu, nie musisz nawet ruszać swojego auta.
Tak nastrojony bierzesz kredyt, bo co jak co ale kasa się przyda, kupujesz na raty za zero złotych nową plazmę, pralkę, ekspres do kawy - a co niech rodzinka wie, że cię stać!. Do kompletu pozwolisz sobie jeszcze na odrobinę fantazji i kupujesz kamerę, aby to wszystko szczęśliwie uwiecznić.
Po ciężkim dniu rozsiadasz się wreszcie wygodnie w fotelu ze skóry - też okazja, akurat obniżyli kwotę rat na zero złotych! - i w poczuciu wypełnionej misji rodzinnego mikołaja otwierasz szampana.
Po jakimś czasie czar pryska. Okazuje się bowiem, że czas szybko leci i te wszystkie: okazje; jedynie i tylko prawie nic nie kosztują. Na naprędce zrobiony słupek z rat, które trzeba zapłacić we wskazanych terminach sięgają 3/4 twoich zarobków! A gdzie opłata za czynsz, za energię, gaz, wodę i wywóz nieczystości? A gdzie życie? Sielanka pryska i ucieka szampański nastrój.
Aby spłacić część kredytów, zadłużasz się w złodziejskiej korporacji "Providenta", który co prawda do domu przyniesie ci gotówkę - tak, jak na reklamie w telewizji - ale z każdej pożyczonej złotówki, będzie żądał prawie sześćdziesiąt groszy więcej.
Ale nie jest tak źle, zawsze możesz wygrać - wystarczy tylko wysłać sms! - a pieniądze, lub nagrody rzeczowe, trafią prościuteńko do ciebie.
Wysyłasz, płacisz podatek od naiwności.
Nigdzie indziej w Europie, tylko w tym "dzikim kraju" wciąż można reklamować lichwę i specyfiki farmaceutyczne - leki na to i na tamto.
Polska, to piękny kraj... doprawdy.
Otwierasz rano telewizor, aby dowiedzieć się co w kraju, a co na świecie - chcesz wiedzieć, czy nas wydymali ruskie, czy w jajo zrobili amerykańce - i zanim trafisz na program wpierw trafiasz na blok reklamowy.
Już dobrze wiesz, że wszelakie próby ominięcia reklam w telewizorni spełzną na niczym: wszystkie stacje dogadały się w kwestii reklam - działają korporacyjne!
Mając tę wiedzę nie latasz, jak ten głupi, tylko spokojnie oglądasz to, co podsuwają pod sam nos.
A trzeba dodać, że to prawdziwe specyfiki i wszystko prawie za friko.
Weźmy na to taki kredyt.
Bierzesz 10 tysięcy, a rata wynosi - Uwaga! tylko 230 złociszy miesięcznie! Niewiele prawda?
To nic, że oprocentowanie ociera się o lichwę i z prostego wyliczenia wynosi 23% plus koszty obsługi kredytu, dla proponowanej kwoty, to ponad jeden tysiąc!
Ale, ładnie opakowane i dobrze zrobiona setka reklamy produktu zostanie zapamiętana przez potencjalnego Kowalskiego, że rata miesięczna to tylko 230 złotych.
Patrzysz dalej i zanim zdążysz dowiedzieć się, ile osób zamarzło tej jesieni, po pierwszym ataku zimy - z magicznego ekranu płyną dalsze tylko, kolejne prawie i jedynie.
Reklama sieci sklepów dla idiotów oferując swoje produkty (wszystko jest tobie akurat potrzebne i jak nic nadaje się jako prezent pod choinkę) zapewnia cię, że to i tamto kosztuje prawie nic, a raty wynoszą aż zero złotych.
Czyż nie jest to okazja?
Nastrojony dobrą wieścią i naładowany pozytywną energią płynącą z rodzinnego ogłupiacza zbierasz się w sobie i ruszasz na przedświąteczne łowy, a mając gwarancję, że towary dowiozą ci do domu, nie musisz nawet ruszać swojego auta.
Tak nastrojony bierzesz kredyt, bo co jak co ale kasa się przyda, kupujesz na raty za zero złotych nową plazmę, pralkę, ekspres do kawy - a co niech rodzinka wie, że cię stać!. Do kompletu pozwolisz sobie jeszcze na odrobinę fantazji i kupujesz kamerę, aby to wszystko szczęśliwie uwiecznić.
Po ciężkim dniu rozsiadasz się wreszcie wygodnie w fotelu ze skóry - też okazja, akurat obniżyli kwotę rat na zero złotych! - i w poczuciu wypełnionej misji rodzinnego mikołaja otwierasz szampana.
Po jakimś czasie czar pryska. Okazuje się bowiem, że czas szybko leci i te wszystkie: okazje; jedynie i tylko prawie nic nie kosztują. Na naprędce zrobiony słupek z rat, które trzeba zapłacić we wskazanych terminach sięgają 3/4 twoich zarobków! A gdzie opłata za czynsz, za energię, gaz, wodę i wywóz nieczystości? A gdzie życie? Sielanka pryska i ucieka szampański nastrój.
Aby spłacić część kredytów, zadłużasz się w złodziejskiej korporacji "Providenta", który co prawda do domu przyniesie ci gotówkę - tak, jak na reklamie w telewizji - ale z każdej pożyczonej złotówki, będzie żądał prawie sześćdziesiąt groszy więcej.
Ale nie jest tak źle, zawsze możesz wygrać - wystarczy tylko wysłać sms! - a pieniądze, lub nagrody rzeczowe, trafią prościuteńko do ciebie.
Wysyłasz, płacisz podatek od naiwności.
Nigdzie indziej w Europie, tylko w tym "dzikim kraju" wciąż można reklamować lichwę i specyfiki farmaceutyczne - leki na to i na tamto.
Polska, to piękny kraj... doprawdy.
piątek, 3 grudnia 2010
Wybacz
że nie zostanę tu jeszcze
że nie zagrzeję miejsca już dłużej
że nie usiądę przy stole i nie oprę
się wygodnie w krześle
wybacz
los źle rozpisał mi role życie
przygniotło za ciasno zrobiło się
wokół nie starcza mi sił na oddech
już czas odejść – ty nie płacz
Niekiedy się wzruszam, jak potrafi się wzruszyć wrażliwy człowiek, kiedy zauważa lub słyszy coś niezwykłego: czasami może to być nieporadny mały berbeć, innym razem zjawiskowa postać, a kiedy indziej uroczy pejzaż.
Wzrusza mnie: płacz dziecka; widok bezbronnego człowieka; anonimowa szczodrość i hojność bliźniego.
Bywa i tak, że zastanawiam się nad tym, jak bardzo nie pasuję to tego świata, w którym jest tyle mniej pięknych rzeczy i tyle brudnych spraw.
Wtedy zazwyczaj dopada mnie zwątpienie i dziwna nieporadność – zapadam się w sobie, zatrzaskuję na codzienność i wyławiam to, co pozwoli mi na chwilę zapomnieć, odetchnąć: nie wiem na ile oddechów i uderzeń serca zostałem zaprogramowany...
że nie zagrzeję miejsca już dłużej
że nie usiądę przy stole i nie oprę
się wygodnie w krześle
wybacz
los źle rozpisał mi role życie
przygniotło za ciasno zrobiło się
wokół nie starcza mi sił na oddech
już czas odejść – ty nie płacz
Niekiedy się wzruszam, jak potrafi się wzruszyć wrażliwy człowiek, kiedy zauważa lub słyszy coś niezwykłego: czasami może to być nieporadny mały berbeć, innym razem zjawiskowa postać, a kiedy indziej uroczy pejzaż.
Wzrusza mnie: płacz dziecka; widok bezbronnego człowieka; anonimowa szczodrość i hojność bliźniego.
Bywa i tak, że zastanawiam się nad tym, jak bardzo nie pasuję to tego świata, w którym jest tyle mniej pięknych rzeczy i tyle brudnych spraw.
Wtedy zazwyczaj dopada mnie zwątpienie i dziwna nieporadność – zapadam się w sobie, zatrzaskuję na codzienność i wyławiam to, co pozwoli mi na chwilę zapomnieć, odetchnąć: nie wiem na ile oddechów i uderzeń serca zostałem zaprogramowany...
roz(g)rywki w lidze umarlaków
na stole kości
zostały rzucone
dwie dwójki i trzy
szóstki wypadły
od stołu odchodzi
wygrany
na stole
pod nożem chirurga
on trzyma się
życia kurczowo
na krzesłach przed salą
ściskają różańce
jeszcze nie wdowa
i jeszcze kochanka
gra wokół się toczy
pod stołem
śmierć tasuje karty
zostały rzucone
dwie dwójki i trzy
szóstki wypadły
od stołu odchodzi
wygrany
na stole
pod nożem chirurga
on trzyma się
życia kurczowo
na krzesłach przed salą
ściskają różańce
jeszcze nie wdowa
i jeszcze kochanka
gra wokół się toczy
pod stołem
śmierć tasuje karty
poniedziałek, 29 listopada 2010
Blues w kolorze sepii
Spogląda na zdjęcia
wydobyte z czeluści komody
- miała takie niebieskie oczy
niczym chabry które wyblakły
na wietrze
Już dawno przeminął dźwięk bluesa
tego czarnego jak kawa marago
lub tabliczka czekolady z Baltony
którą zlizywał z jej ciała
Na gramofon zakłada winylową płytę
nastawia na 33 obroty
słucha Raya Charlesa
i Thomasa Dorsey'a
Odwracam kartkę albumu
zamyślam się w jej opowieści
wydobyte z czeluści komody
- miała takie niebieskie oczy
niczym chabry które wyblakły
na wietrze
Już dawno przeminął dźwięk bluesa
tego czarnego jak kawa marago
lub tabliczka czekolady z Baltony
którą zlizywał z jej ciała
Na gramofon zakłada winylową płytę
nastawia na 33 obroty
słucha Raya Charlesa
i Thomasa Dorsey'a
Odwracam kartkę albumu
zamyślam się w jej opowieści
niedziela, 28 listopada 2010
Tekst do nieistniejącej osoby, albo do alter_ego
jest wcześnie rano, słońce tak pięknie wschodzi,
piję kawę i myślę o tym, co chciałem napisać wczoraj,
a w zasadzie, to zaledwie kilka godzin temu.
i wiesz – uznałem, że to mało ważne, że takie błahe, banalne,
prawie małostkowe. tak, tylko to prawie wkradło się znowu.
miałem już prawie gotowy tekst, który chciałem zamieścić na swoim blogu.
swój blog.
no nie! jakie to pretensjonalne, ocierające się o prze_dziwną manię:
pomyślę, zanotuję i opublikuję drukiem, w tej czeluści jaką jest internet
tia, nie raz trudem było odszukać kogoś ze znajomych w internacie
lub akademiku, a co dopiero zostać na_trafionym w necie.
no, ale tak było.
miałem, już to prawie w zasięgu pióra, a wtem...
wszystko spieprzył mi ten historyk - spec od kuchni, jak mu tam?
a, już wiem – Robert M..
zaczął czytać tę swoją książkę.
i wcale nie była to książka kucharska! tytułu niestety nie pamiętam,
ale, nie o tytuł tutaj chodzi: tak mi zamotał swoimi tekstami w głowie,
że tereny Szwajcarii, po których serpentynach akurat się wiłem,
wydały mi się nie do końca tak piękne.
no i szlag trafił ten mój genialny tekst!
w zderzeniu z tym, co ten kucharz, podróżnik raczył był opisać.
gębę rozdziawiłem, aż mi dech zaparło i zadyszałem się,
zupełnie jakbym to ja pod tę górę samochód pchał, a nie go prowadził.
jest wcześnie rano, dopijam swoją kawę i już wiem,
że nie warto pisać tekstów prawie doskonałych,
lepiej czytać innych, lub ich odsłuchiwać na audiobooku.
a Szwajcaria? jest piękna, no i taka nasza, kaszubska.
piję kawę i myślę o tym, co chciałem napisać wczoraj,
a w zasadzie, to zaledwie kilka godzin temu.
i wiesz – uznałem, że to mało ważne, że takie błahe, banalne,
prawie małostkowe. tak, tylko to prawie wkradło się znowu.
miałem już prawie gotowy tekst, który chciałem zamieścić na swoim blogu.
swój blog.
no nie! jakie to pretensjonalne, ocierające się o prze_dziwną manię:
pomyślę, zanotuję i opublikuję drukiem, w tej czeluści jaką jest internet
tia, nie raz trudem było odszukać kogoś ze znajomych w internacie
lub akademiku, a co dopiero zostać na_trafionym w necie.
no, ale tak było.
miałem, już to prawie w zasięgu pióra, a wtem...
wszystko spieprzył mi ten historyk - spec od kuchni, jak mu tam?
a, już wiem – Robert M..
zaczął czytać tę swoją książkę.
i wcale nie była to książka kucharska! tytułu niestety nie pamiętam,
ale, nie o tytuł tutaj chodzi: tak mi zamotał swoimi tekstami w głowie,
że tereny Szwajcarii, po których serpentynach akurat się wiłem,
wydały mi się nie do końca tak piękne.
no i szlag trafił ten mój genialny tekst!
w zderzeniu z tym, co ten kucharz, podróżnik raczył był opisać.
gębę rozdziawiłem, aż mi dech zaparło i zadyszałem się,
zupełnie jakbym to ja pod tę górę samochód pchał, a nie go prowadził.
jest wcześnie rano, dopijam swoją kawę i już wiem,
że nie warto pisać tekstów prawie doskonałych,
lepiej czytać innych, lub ich odsłuchiwać na audiobooku.
a Szwajcaria? jest piękna, no i taka nasza, kaszubska.
środa, 24 listopada 2010
a wiesz, że
najgorszy to ten pośpiech jest
ta nadmierna chciwość
łapanie czasu na siłę
kiedy wydaje się tobie
że te słowa to poezja już prawdziwa
nie czekasz ani chwil dłużej
wrzucasz
a na portalu tłumu dziś nie ma
i oczekiwanych brak zachwytów
rozczarowanie więc jednak
Stachura minął się z prawdą był
że wszystko jest poezją:
chwycony slogan z plakatu
ze ściany zdjęty bon mot
wymiana zdań przed blokiem
i takie tam sam wiesz co
mijają chwile mija czas
tik tak tik tak
i nie ma tłoku i nie ma szału
ręka zaś więdnie
sztywnieje kark
nikt dziś tak jakoś nie bije braw
i nie chce autografu
zostajesz sam w rozkroku myśli
a może prozą by zająć się
szepcze twa próżność rozczłapana
tik tak tik tik tik
uwiąd poezji na stronie Krzysia
ta nadmierna chciwość
łapanie czasu na siłę
kiedy wydaje się tobie
że te słowa to poezja już prawdziwa
nie czekasz ani chwil dłużej
wrzucasz
a na portalu tłumu dziś nie ma
i oczekiwanych brak zachwytów
rozczarowanie więc jednak
Stachura minął się z prawdą był
że wszystko jest poezją:
chwycony slogan z plakatu
ze ściany zdjęty bon mot
wymiana zdań przed blokiem
i takie tam sam wiesz co
mijają chwile mija czas
tik tak tik tak
i nie ma tłoku i nie ma szału
ręka zaś więdnie
sztywnieje kark
nikt dziś tak jakoś nie bije braw
i nie chce autografu
zostajesz sam w rozkroku myśli
a może prozą by zająć się
szepcze twa próżność rozczłapana
tik tak tik tik tik
uwiąd poezji na stronie Krzysia
Subskrybuj:
Posty (Atom)